Bodaj najsłabiej znaną dziedziną, w której Niemcy gwałtownie przyspieszyli po wojnie rozwój sowieckiej techniki, jest broń nuklearna. O ile w kwestii rakiet i samolotów, poprzez przyznanie się półgębkiem do niewielkiego udziału byłych nazistów, Sowieci i Rosjanie zdołali ukryć ich daleko większy wkład w obszary, o których nikt nie odważył się napisać, to w kwestii broni jądrowej ślady niemieckie są skrzętnie ukrywane. Mowa nie tylko o specjalistach, ale także o pozyskiwaniu oraz wzbogacaniu uranu.
Dziewiątego września 1949 roku dyrektor CIA, admirał Roscoe Hillenkoetter, wręczył prezydentowi Trumanowi raport mówiący o próbkach powietrza, zebranych nad północnym Pacyfikiem, zawierających „nienormalne skażenie radioaktywne”. Świat nie wiedział, że Amerykanie są w stanie wykryć skażenie radioaktywne w atmosferze; nie wiedzieli tego zwłaszcza w Moskwie. Co zabawne, dział analiz CIA też o tym nie wiedział, bo jeszcze kilka lat później (sic!) upierał się, że budowa broni jądrowej przez ZSRR wymaga jeszcze kilku lat pracy. Jak to się stało, że Sowieci zbudowali swoją bombę szybciej, niż spodziewali się zachodni analitycy? Uczyniony przez propagandę ojcem sowieckiej broni jądrowej Kurczatow (analogicznie do rakiet i Korolowa) wspomniał kiedyś, że gdyby nie pracujący w tym obszarze w ZSRR Niemcy, bomba pojawiłaby się półtora roku później.
Cofnijmy się w czasie i przypomnijmy sobie, w jaki sposób hitlerowskie Niemcy stymulowały rozwój nauki i przemysłu wojennego, i w jaki sposób wybierały te, a nie inne rozwiązania do produkcji seryjnej. Otóż cechą charakterystyczną niemieckiego przemysłu lotniczego i zbrojeniowego, praktycznie aż do końca wojny, było ogłaszanie konkursów na potrzebny sprzęt. Za każdym razem, gdy ustalano, że potrzebny jest nowy czołg ciężki, nowe działo przeciwpancerne, nowy samolot myśliwski czy cokolwiek innego dla sił zbrojnych, ogłaszano warunki konkursu i konkurencyjne firmy zgłaszały swoje oferty. Dokładnie tak wybrano Messerschmitta Bf-109, Heinkla He-162 czy projekt czołgu ciężkiego autorstwa Ferdynanda Porsche – gdy wybrany projekt nie spełniał wymagań, zawsze można było sięgnąć po inny z tego samego konkursu.
Naturalnie na ten proces nakładały się osobiste preferencje, animozje czy naciski z różnych stron, ale nie o to mi chodzi: szansa, że w III Rzeszy badania nad bronią jądrową prowadził tylko jeden ośrodek, jest zerowa. Rozproszenie i maskowanie jednostek badawczych też wchodzą w grę, potwierdzając tylko przeświadczenie, że wiara, iż jedynym ośrodkiem intensywnie budującym broń jądrową dla Hitlera była grupa Heisenberga, jest naiwne. Ta sama grupa, która podczas pobytu w Farm Hall w Godmanchester w Wielkiej Brytanii po wojnie zgodnie twierdziła, że tak naprawdę nie budowała bomby atomowej, tylko takie prace symulowała i że Heisenberg ani razu nie policzył masy krytycznej… Wybieliwszy się w ten sposób, ludzie Heisenberga oraz on sam mogli z powodzeniem brać udział w życiu naukowym tudzież publicznym świata zachodniego. W rzeczywistości prace nad bronią jądrową w Trzeciej Rzeszy prowadziły trzy grupy naukowców.
Aby zrozumieć genezę nazistowskiej ekipy, która pomogła Sowietom zdobyć broń nuklearną, musimy cofnąć się do czasów sprzed pierwszej wojny światowej. 20 stycznia 1907 roku urodził się w Hamburgu Manfred Baron von Ardenne, późniejszy autor ponad 600 wynalazków i patentów w zakresie fizyki stosowanej. Był synem barona Egmonta von Ardenne oraz Adeli Mutzenbecher, pochodzącej ze znanej w Hamburgu i raczej majętnej rodziny. W 1913 ojciec Manfreda dostał posadę w Ministerstwie Wojny, rodzina przeprowadziła się więc do Berlina. Synka początkowo kształcili w domu wynajęci nauczyciele, potem zaś trafił do dobrej szkoły w dzielnicy Kreuzberg. Tam szybko ujawniły się jego zainteresowania fizyką, radiotechniką, elektrotechniką i pokrewnymi dziedzinami. Samodzielnie zbudował aparat fotograficzny, a w wieku lat szesnastu zaledwie uzyskał pierwszy patent, dotyczący „Metody wybierania barwy tonu dźwięku, szczególnie w zastosowaniu w telegrafii bezprzewodowej”. Gdy skończył 18 lat, wydał pierwszą książkę, rodzaj kompilacji sprawdzonych rozwiązań doświadczonego radioamatora, która doczekała się pięciu wydań.
Błyskotliwe zdolny młody baron zaczął pracować z Siegmundem Loewe, jednym z pionierów niemieckiej radiotechniki. Wspólnie stworzyli pierwszą na świecie wielofunkcyjną lampę elektronową Loewe 3NF, która oprócz trzech triod zawierała dwa kondensatory i cztery oporniki – w sumie niemal kompletny odbiornika radiowy. Choć powstała dlatego, że radioodbiorniki w Niemczech opodatkowano stosownie do liczby gniazd lamp (a tu było jedno), to de facto stała się prekursorką układów scalonych. Von Ardenne dopiero się rozkręcał.
W wieku lat zaledwie osiemnastu młody baron zarabiał tyle z publicznych wykładów i wpływów patentowych, że stać go było na zaprojektowanie i zbadanie wzmacniacza szerokopasmowego własnej konstrukcji, który przydał się niewiele później w rozwoju telewizji i radiolokacji. Opatentowanie tego urządzenia przydało samoukowi jeszcze więcej rozgłosu. Zapragnął pójść na studia, ale na przeszkodzie stanął brak matury: pomogli mu jednak dwa znaczący naukowcy, noblista Walther Nernst i dyrektor techniczny koncernu Telefunken, Georg Graf von Arco. Manfred dostał się na uniwersytet w Berlinie i rozpoczął studia w zakresie fizyki, chemii i matematyki – po czterech semestrach jednakże przerwał studia. Raczej znudziła go skostniała struktura nauczania i postanowił poświęcić się w całości wynalazczości z dziedziny fizyki stosowanej. 1928 rok przyniósł formalną pełnoletność barona von Ardenne (skończył 21 lat), co oznaczało, że mógł wejść w posiadanie swojego spadku. Środki tak zdobyte przeznaczył na uruchomienie autorskiego laboratorium badawczego w Berlinie pod nazwą „Forschungslaboratorium für Elektronenphysik in Berlin-Lichterfelde”, znajdującego się do 1945 roku w willi, która istnieje do dziś (Villa Folke Bernadotte).
Początkowo laboratorium pracowało głównie nad przekazywaniem obrazów na odległość. 14 grudnia 1930 powiodła się pierwsza próba transmisji telewizyjnej z użyciem kineskopu próżniowego po stronie odbiorczej, zaś kilka miesięcy później wynalazca pokazał publicznie odbiornik gotowy do produkcji seryjnej. Wykorzystując wynalazek barona, ośrodek Witzleben w Berlinie-Charlottenburgu rozpoczął w 1935 roku nadawanie pierwszych w świecie regularnych programów telewizyjnych. Docierały one tylko do 50 odbiorników w Berlinie i zawierały półtorej godziny propagandy nazistowskiej tudzież fragmentów filmów fabularnych, trzy razy w tygodniu. Zorganizowano swego rodzaju kluby telewizyjne, gdzie do 30 osób bez dostępu do odbiornika mogło zaznać telewizji nieodpłatnie. Aparatura zgodna z patentami barona von Ardenne została także wykorzystana do transmisji olimpiady letniej 1936 roku.
W 1937 roku von Ardenne opatentował i zbudował pierwszy w świecie skaningowy mikroskop elektronowy. W lutym zarejestrowano patent, zaś specjalistyczne czasopismo „Zeitschrift für Physik“ opublikowało w grudniu naukowy artykuł na jego temat autorstwa samego wynalazcy. W ogarniętym obsesją tytułów i stopni naukowych społeczeństwie niemieckim stanowiło to ostatnie wydarzenie spory ewenement: pozbawiony dyplomów samouk został uznany za godnego publikacji w poważnym periodyku naukowym. Trzeba tu dodać, że spora część działalności laboratorium Manfreda była finansowana przez Ministerstwo Poczty Rzeszy, instytucję o ogromnym znaczeniu i budżecie (ministerstwo to sfinansowało także wspomniane wyżej transmisje telewizyjne, nadajnik TV w Berlinie itp.). Miał na to wpływ fakt, że Wilhelm Ohnesorge, działacz NSDAP i szef Poczty, z wykształcenia fizyk i elektrotechnik, walczył w okopach pierwszej wojny światowej ramię w ramię ojcem Manfreda barona von Ardenne, Egmontem. Nie był to ślepy nepotyzm – Ohnesorge był człowiekiem nadzwyczaj bystrym i nastawionym na rozwój nowoczesnej techniki, widział w pracy Manfreda ogromne perspektywy, tym łatwiej, że sam był wynalazcą w dziedzinie telefonii.
Dr.inż. Ohnesorge stworzył nieopodal Berlina tajny ośrodek badawczy, w którym pracowano nad nowymi technikami łączności i szyfrowania, systemami kierowania lotem rakiet oraz prowadzono badania nuklearne. To ten ośrodek, zwany Forschungsanstalt der Deutschen Reichspost, opracował metodę, dzięki której podsłuchiwano kodowane rozmowy między Wielką Brytanią i USA, prowadzone przez kabel na dnie Atlantyku. Ośrodek znajdował się niezbyt daleko od laboratorium pana von Ardenne, który już wcześniej prowadził dla Poczty tajne prace nad łącznością w zakresie wysokich częstotliwości. Nie to jest jednak najciekawsze, a fakt, że już w latach 30. Manfred zainteresował się rozwojem wiedzy w zakresie fizyki jądrowej. Zbudował akcelerator van de Graaffa oraz cyklotron. W 1942 roku dostarczył zwierzchnikom tajny raport o nowej metodzie separacji izotopów litu. Istnieją przesłanki, by stwierdzić, że prototyp urządzenia do tego celu zbudowano w 1943 roku i że prowadzono jego praktyczne próby.
W laboratorium Manfreda von Ardenne zatrudniony był Fritz Houtermans, bardzo sprawny fizyk teoretyczny o komunistycznych ciągotach. W 1935 roku nawet znalazł posadę w idealizowanym przez siebie ZSRR, ale w trakcie jednej z czystek trafił do obozu karnego. Wyszedł z niego w roku 1940, gdy Sowietów i hitlerowców połączył bliski sojusz. Houtermans zajmował się u barona (który po wykonaniu do 1938 pewnego zakresu tajnych prac dla pana Ohnesorge, podpisał w 1940 roku nową umowę na dalsze prace badawcze, tym razem z zakresu fizyki jądrowej) tworzeniem procedur wzbogacania uranu z zastosowaniem wirówek, przewidział także istnienie plutonu.
Gdy nieuchronnie zbliżał się koniec wojny, von Ardenne nie czekał biernie na nadejście „wyzwolicieli”, nie leżało to bowiem w jego naturze. Umówił się z trzema kolegami (byli to Gustav Hertz, Peter Adolf Thiessen i Max Volmer), że ten z nich, który jako pierwszy nawiąże kontakt z wysoko postawionym przedstawicielem Związku Sowieckiego, ten w imieniu pozostałych zaoferuje ich usługi najeźdźcom ze Wschodu, stawiając naturalnie warunki – zezwolenie na kontynuowanie prac, ochronę laboratoriów i brak odpowiedzialności za grzechy przeszłości. Thiessen, wierny członek NSDAP, zdobył kontakt do odpowiednich osób i 27 kwietnia wjechał przez bramę laboratorium barona von Ardenne, siedząc na sowieckim samochodzie pancernym w towarzystwie majora Armii Czerwonej. Już 10 maja 1945 roku (!) von Ardenne rozmawiał z sowieckim generałem Machniejewem, który pełnił funkcję oficera łącznikowego z radziecką akademią nauk. W berlińskim laboratorium generała i jego orszak powitał okolicznościowy transparent, napisany po rosyjsku. Warunki niemieckiego barona, który podczas wojny otrzymał stopień Standartenführera SS oraz Krzyż Żelazny z liśćmi dębowymi, zostały w całości przyjęte przez Moskwę i 21 maja wraz z żoną poleciał on do stolicy ZSRR „w celu sfinalizowania umów”.
Sowieci naturalnie wiedzieli o udanym eksperymencie Otto Hahna i Fritza Strassmanna z 1938 roku. W sowieckiej literaturze wspomina się o tym, że naukowcy ZSRR próbowali powtórzyć doświadczenie u siebie już w 1939 roku i próby te kontynuowali aż do roku 1941 – naturalnie mówi się o tym także po to, by dokonać legitymizacji mitu o samodzielnym stworzeniu broni jądrowej zaraz po wojnie. Ciekawe jest, czy w obliczu ścisłej, bardzo bliskiej współpracy ZSRR i hitlerowskich Niemiec w latach 1939-1941 sowieccy fizycy jądrowi poczynili jakieś wspólne działania z nazistowskimi kolegami i czy z tymi samymi zaczęli pracować w 1945 roku w sowieckiej strefie okupacyjnej. Poważna literatura na ten temat nie istnieje, a oficjalna historia to jedna wielka luka.
cdn.
o, jednak nie koniec serii. Super : )